Ów chirurg był człowiekiem, nader zręcznym w swej sztuce, a obok tego zacnym i pełnym ludzkości.
Z dwóch przyczyn gorąco pragnął ocalić ranionego.
Najprzód dla wypełnienia swego lekarskiego obowiązku, a następnie, dla wyświetlenia tajemnicy, jaka niezmiernie go intrygowała.
Kim mógł być ów młody chłopiec bez żadnych osobistych papierów, bez pieniędzy, którego powierzchowność nie wzbudzała żadnych podejrzeń, który wylądował sam jeden wśród nocy jak kontrabandzista i którego wyrzucono na wybrzeże, jakoby osobistość, której pozbyć się chciano?
Ów chirurg, którego trudność ocalenia chorego zamiast zniechęcać, dodawała mu odwagi, dokonywał cudów, rzec można, spędzając bezsenne noce przy łożu ranionego.
Po upływie ośmiu dni zaczął wierzyć w pomyślny skutek swych starań.
Gorączka zmieniona w malignę, a trwająca, przez cały tydzień, mogła lada chwila zabić chorego.
Po ośmiu dniach niebezpieczeństwo minęło, nie wolno było Misticot’owi rzec słowa.
Zresztą ani chirurg, ani przedstawiciele władz cywilnych badać go nie mieli prawa.
Stanisław Dumay, odzyskawszy przytomność, przypomniał sobie o wszystkiem, co zaszło. Rozmyślał, badał i przekonał się nareszcie, że wpadł w zastawione na siebie sidła.
Gestem zażądał, by mu podauo walizę, w której miał pieniądze.
Podano mu znalezioną przy nim na wybrzeżu, w której poznał należącą do swego towarzysza.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa owa zamiana nie była wynikiem błędu.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1197
Ta strona została skorygowana.