— O! tego się nie obawiam. Pan de Verrière nie przyśpieszy mi o dzień jeden terminu, w jakim zakreślił wydać zamąż swą córkę.
— A owym terminem?
— Jest dwudziesty pierwszy rok życia Anieli. Obecnie nie ukończyła ona jeszcze lat dziewiętnastu... Widzisz więc, iż mam dość czasu przed sobą.
Na wymówione nazwisko Verrière, Arnold drgnął pomimowolnie. Nie ulegało żadnej wątpliwości, iż mówiono o dziewczęciu, spotkanem przezeń w podróży, o tem dziewczęciu jasnowłosem, dla którego gwałtowna miłość zapłonęła w jego sercu, Traf stawił go wobec pretendenta do ręki panny Verrière i ów to rywal sądził się przez nią kochanym!...
Desvignes natężył całą uwagę.
— Czyś zwierzył się przynajmniej swemu wujowi, panu de Verrière, ze swych nadziei? — pytał towarzysz porucznika Vandame.
— Jasno i kategorycznie, nie jeszcze... — odparł zapytany. — Sądzę jednak, iż zrozumiał znaczenie mych myśli, gdym mówił niejednokrotnie: „Pragnąłbym dostać za małżonkę dziewczę łagodne, powabne, jednem słowem doskonałe w każdem znaczeniu, jak moja kuzynka.“ Wszakże to było jasne... nieprawdaż?
— Cóż na to odpowiedział?
— Zostawiam Anieli wyłączny i wolny wybór przyszłego jej męża, pewien, że złego wyboru nie uczyni.
— A! do kroć tysięcy!... — zawołał żywo porucznik — Wszak to wyraźne upoważnienie, abyś się starał ojej względy... Odpowiedź ta znaczyła: „Staraj się, aby Aniela cię pokochała, a z mej strony w tym razie nie zajdzie żadna przeszkoda. Wszystko tu od niej właśnie zależy... Zostawiam ci wolną drogę.“
— Tak sądzisz?
— Jestem tego pewien! W twojem miejscu postarałbym się rzecz tę bezzwłocznie rozstrzygnąć. Pozostaje ci chcieć
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/120
Ta strona została skorygowana.