Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1209

Ta strona została przepisana.

— Niepotrzeba. Pójdź sam do szwaczki i innych dostarczycieli. Bądź szczodrobliwym w zapłacie, a usłużą ci według życzenia. W przeddzień dopiero powiadomimy o wszystkiem moją narzeczoną. Zrozumiałeś... nieprawda?
— Zrozumiałem i zastosuję się do tego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Siostra Marya wysiadła z pociągu drogi żelaznej w Marsylii, o jedenastej minut czterdzieści w południe, a wsiadłszy natychmiast w pociąg, odchodzący do Tulonu, przybyła tamże na godzinę drugą.
Złamaną była znużeniem, lecz na to nie zważała wcale.
Nadzieja zdemaskowania nędznika i ocalenia Anieli, zdwajała jej energię i dodawała jej siły.
Nie spocząwszy ani na chwilę, prosiła o wskazanie sobie Hotelu nad Starym Portem i bezzwłocznie się tam udała.
Teraz to po raz pierwszy od wyjazdu swego z Malnoue poczęła ją obejmować obawa.
A jeżeli Misticot źle był powiadomionym? — myślała. — Jeżeli ów Arnold Desvignes o którym chłopiec pisał w swym liście nie znajdował się w Hotelu nad Starym Portem, lub nie był człowiekiem, któryby miał prawo powiedzieć wspólnikowi Verrèera:
— Ukradłeś mi moje nazwisko! Jesteś fałszerzem!..
Rozmyślając nad tem wszystkiem, przybyła mocno zaniepokojona przed ów dom zajezdny.
Był to stary budynek, jednakże dobrze i schludnie utrzymywany.
Siostra Marya weszła z bijącem sercem do biura hotelowego, gdzie zastała siedzącą kobietę w średnim wieku.