Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1211

Ta strona została skorygowana.

zakonnica. I pożegnawszy zarządzającą, wyszła blada, chwiejąca się z hotelu.
Teraz to uczuła dotkliwy ból w głowie i całą moc owładającego nią znużenia, jakie ją bezwładną czyniło.
— Co począć... co począć? — powtarzała, idąc bezwiednie, automatycznym krokiem ku stacyi drogi żelaznej.
Odszukiwała w myślach jakiegoś punktu ocalenia, a znaleść nie mogła go wcale.
Jechać do Anglii? Ale gdzie... po co? skoro nie wiedziała czy Arnold Desvignes przebywa w Londynie, lub jakiem innem mieście?
Smutna, zniechęcona, wsiadła na pociąg jadący do Marsylii.
Nie mogąc ocalić Anieli, jak tego pragnęła, rada była przynajmniej znaleść się przy niej jak najprędzej, osłonić ją swoją obecnością, tą obecnością zbyt słabą i niedostateczną teraz niestety.
Przybywszy do Marsylii, postanowiła wyjechać wieczornym pociągiem, tak, aby nazajutrz rano mogła stanąć już w Paryżu. Korzystając z czasu, weszła do kościoła i modlić się zaczęła.
Wzmocniona modlitwą, szła zwolna na stacyę, gdy w połowie drogi nagle się zatrzymała, drżąc cała, objęta gwałtownem wzruszeniem.
O kilka kroków naprzeciw siebie spostrzegła idącego młodego oficera, w uniformie porucznika artyleryi, bladego, wychudłego, wspierającego się na lasce.
Oficer ów, postępując z trudnością, wolno zbliżał się ku niej.
Gdy nadszedł, siostra Marya w tył się cofnęła i wznosząc ręce ku niebu, zawołała:
— Emil Vandame!..