Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1212

Ta strona została skorygowana.

Porucznik podniósł głowę, patrząc na osobistość, która wymieniła jego nazwisko. Twarz jego nagle zapromieniała niewysłowioną radością i wykrzyknął:
— Siostra Marya... siostra Marya!..
— Widzę cię przed sobą... słyszę mówiącego... a zapytuję siebie czy nie śnię? — odpowiedziała zakonnica, chwytając za rękę Vandame’a. Ty... ty... więc żyjesz?
Oblicze oficera chwilowo radością opromienione, nagle sposępniało.
— Tak... żyję! — rzekł smutno. — Bóg nie chciał jeszcze mnie zabrać!
— Ach! dzięki Mu... dzięki, że cię zachował! Aniela tak potrzebuje widzieć się z tobą!
— Aniela... — powtórzył Vandame z westchnieniem, podczas gdy jego oczy zapełniły się łzami.
— Tak, Aniela... równie jak ja... jak wszyscy, którzy sądziliśmy, żeś umarł.
— Wiem o tem... — rzekł Vandame... — spisano nawet akt mojej śmierci... Przed tygodniem dopiero błąd ów spostrzeżono... Lecz mniejsza z tem... Nie o mnie tu chodzi... Mów mi... mów siostro o Anieli...
— Wyobraź sobie, że byłam pogrążoną w rozpaczy — mówiła zakonnica. Wołałam: Bóg nas opuścił! Ach! było to bluźnierstwem, a w każdym razie co najmniej myślą występną, ponieważ teraz gdym cię odnalazła, Aniela ocaloną zostanie!..
— Ocaloną?
— Tak... dzięki tobie. Ona zawdzięczać ci będzie swoje zbawienie... swe życie... swe szczęście! Jak wątpić o tem, skoro żyjącym cię odnalazłam?.. gdy Bóg spotkać mi ciebie pozwolił... Ach! jak widoczną tu Jego dobrotliwa ręka!
— Aniela kocha mnie zawsze?