przechadzałem się po mieście, oczekując na rozkaz wyjazdu. Piorunujący atak cholery wywrócił mnie na trotuarze. Podniósłszy mnie leżącego bez przytomności, zaniesiono do ambulansu, jaki municypalność dla chorych zbudować kazała. Na łóżku tuż obok mnie, leżak porucznik artyleryj w mym wieku, który zapadł na tęż samą chorobę na godzinę przedemną. Nieznany w garnizonie miasta cudzoziemiec, nie posiadający francuzkiego języka, rozmówić z nikim się nie mógł. W chwili nieładu i następnego zamętu, infirmerzy pomięszali jego ubranie z mojem. Mundur, należący do mnie, zawieszono nad jego łóżkiem. Gdy umarł, przepatrzono jego odzienie, w którem odnaleziono moje osobiste papiery i otóż moje nazwisko zapisano w akcie jego śmierci. Rzecz naturalna, nie mogłem reklamować przeciw pomyłce, o której nie wiedziałem, że nastąpiła, będąc ciężko chorym. Ocalony z cholery, zapadłszy na gorączkę tyfoidalną, przez dwa tygodnie walczyłem pomiędzy życiem a śmiercią. Po upływie miesiąca zaledwie począłem wchodzić w perjod rekonwalescencyi, a wtedy posłyszawszy o nadanem sobie nazwisku, do którego nie miałem prawa, ponieważ ono należało do zmarłego porucznika, dowiedziałem się dopiero o pomyłce, a zareklamowawszy, odzyskałem mą własną osobistość.
— Ach! gdyby Opatrzność niebyła mnie zaprowadziła do Marsylii — zawołała siostra Marya — wierzonoby w śmierć twoją w Malnoue, dokąd powrócisz teraz jako prawy spadkobierca.
— Tak, dla uregulowania strasznego rachunku ze wspólnikiem mojego wuja!..
— Ale... — dodała nagle zakonnica, drżąc cała — przypominam sobie... Ów nędznik posiada w swem ręku, prawo twojego życia i śmierci!
— Uczciwemu człowiekowi, mógłbym przyznać te przywileje, lecz nigdy jemu! — rzekł Vandame. — On jest wyjętym z pod prawa... nie egzystuje! Ach! gdybyśmy mogli wiedzieć, jakiem
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1214
Ta strona została skorygowana.