że nastąpić małżeństwo panny Anieli z tym zbrodniarzem. Przybędziemy na czas, by lont podłożyć pod proch, a wszystko na raz wysadzimy w powietrze.
W godzinę później Stanisław Dumay wraz z prawdziwym Arnoldem Desvignes, płynęli do Francyi, a przed wyjazdem Misticot wysłał depeszę do Prokuratora Rzeczypospolitej.
Mieli przybyć do Paryża następnej nocy.
Zaledwie wyjechali, przyniesiono do szpitala depeszę siostry Maryi, której adresant już nie odebrawszy, nie mógł stawić się na ulicę Flèchier po przytyciu do Paryża.
Panna Verrière nie wiedząc wcale, że data jej małżeństwa przyspieszoną o dwa dni została, żyła nadzieją powrotu swojej kuzynki, która jej przyrzekła stawić się z dobrą wiadomością na cztery lub pięć dni najdalej.
Biedne dziewczę liczyło na to, nie wiedząc o szatańskim postępie Karola Gèrard, podrobionego Desvignes, dobrze pojmującego, że nagły wyjazd siostry Maryi, mieścił dlań groźne niebezpieczeństwo.
— Powiadomimy twą córkę o tem w wigilię zaślubin... — mówił do bankiera.
Dzień ten przyszedł nareszcie.
Było to w piątek rano.
Wbrew zwyczajowi, żaden z dwóch wspólników nie wyjechał do Paryża.
O dziesiątej zrana pokojówka panny Verrière, powiadomiła ją, iż bankier życzy się z nią widzieć.
— Proś mego ojca... — odpowiedziało dziewczę.
Bankier wszedł, wszakże mimo przybranego spokoju, zakłopotanie widniało na jego twarzy.