— Trzeba nam będzie zaczekać parę godzin — mówiła zakonnica, zwracając się do oczekującego na nią w powozie Vandame’a. — Misticot nie opóźni się wiele. Pojedziemy do Malnoue w godzinach, w których moj wuj wraz z tym nędznikiem w biurze się znajdują i naradzimy się z Anielą co czynić.
— Przewódź mną siostro... — rzekł Vandame — nie mam innej woli nad twoją.
— A więc pozostań w powozie, ja wstąpię do pałacu na bulwarze Haussmana, zapytać odźwiernego, co słychać w Malnoue.
I pobiegła szybko ku pałacowi.
Na głos dzwonka, odźwierny pośpieszył otworzyć, okazując zdziwienie na widok zakonnicy.
— Ty tu... siostro Maryo? — zawołał.
— Przybywam właśnie z podróży.
— I nie byłaś w Malnoue?
— Śpieszyłam, ażeby przybyć przed zaślubinami mojej kuzynki.
— Przed zaślubinami... Lecz siostro, przybywasz właśnie w chwili obrzędu... Widzę, iż cię to zdumiewa... Nic zatem nie wiesz co się tu działo?
— Wiem, iż małżeństwo miało nastąpić pojutrze.
— Ależ bynajmniej! Przyśpieszonem ono zostało.
— Przyśpieszonem? — powtórzyła zakonnica, bledniejąc.
— Dziś rano, właśnie w tej chwili, panna Aniela zaślubia pana Desvignes.
— Boże... mój Boże! — Zwołała siostra Marya z przerażeniem. I wybiegła na ulicę, pozostawiając w osłupieniu odźwiernego.
Przybiegłszy do oczekującego na nią w powozie Vandame’a:
— Jedźmy... jedźmy! co żywo... — wołała, wsiadając.
— Lecz dokąd? — pytał porucznik.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/1224
Ta strona została skorygowana.