Otworzywszy furtkę, umieszczoną w murze obok osztachetowania, milczący dotąd Mornas zapytał.
— Pan, jak widzę, lubisz samotność?
— Aoh! yes... — odrzekł mniemany anglik — jestem prawdziwym mizantropem.
Drzwi skrzypnęły na zawiasach. Weszli obadwa.
Dom ten, jak wspomnieliśmy, był zbudowany na pochyłości wzgórza, które zamieniono w ogród.
Grube pęki różnorodnych krzewów, kępy drzew i zagony, chwastem zarosłe, sięgały aż ku drzwiom mieszkania, do którego prowadziły dwie aleje, sunące pośród gąszczu zieleni.
Całość przedstawiała stan zaniedbania i opuszczenia. Wysokie trawy pozarastały aleje.
— Właściciel nie chce tu czynić nakładów na uporządkowanie — rzekł Mornas — będziesz pan potrzebował przyjąć ogrodnika.
— Aoh! yes... — odparł mniemany anglik.
Weszli na szczyt pochyłości.
Dom wznosił się na małej, opróżnionej płaszczyźnie. Tak okna pierwszego piętra, jak i parteru, opatrzone były okiennicami, co wywołało uśmiech zadowolenia na usta Arnolda.
Długi korytarz przecinał parter na dwie równe części, sięgając do drzwi, wychodzących na tyły mieszkania. Ogród z tej strony kończył się rodzajem małej przepaści, a raczej otwartej, głębokiej jamy, na dno której dojść można było ścieżynką, sunącą między krzakami.
Po za tą jamą wznosił się mur, opasujący całe zabudowanie.
— Starożytne wykopalisko... — rzekł Mornas, wskazując tę przepaść.
Desvignes poruszył głową z uśmiechem.
W rogu, pod wielkiemi drzewami, stał budynek słomą pokryty. Mornas objaśniwszy, iż służył on na skład ogrodniczych narzędzi, otworzył drzwi do tegoż.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/125
Ta strona została skorygowana.