lonu. Tym razem jednak udał się wyjściem od strony ulicy des Tournelles. Przechodząc, spotkał w bramie córkę odźwiernej.
— Pan może jeszcze nie jadł obiadu? — zagadnęła go Anastazya.
— Odgadłaś, panienko... od rana biegam po Paryżu za udzielaniem lekcyj i dopierom je teraz ukończył. Nie ma do mnie jakiego listu?
— Nic nie ma, panie Desvignes.
Arnold, pozdrowiwszy ją, wyszedł.
Minąwszy ulicę św. Antoniego, zwrócił się w stronę Ratuszowej, która prowadzi na ulicę Paon-blanc, dziwny zaułek, mający około dwudziestu pięciu metrów długości, a półtora metra zaledwie szerokości, zasłonięty po obu stronach sześciopiętrowemi domami, u których wszystkie okna opatrzone są w kraty żelazne.
Powietrze z trudnością tu cyrkuluje, a słońce nie ukazuje się nigdy.
Jedna, jedyna brama otwiera się na tę ulicę, w domu czarnym, zniszczonym, ponurym; inne bramy zostały zamurowane, ponieważ domy te posiadają wejście bądź od ulicy Ratuszowej, bądź od wybrzeża.
Wspomniana brama znajduje się po lewej stronie; jest ona ciężką, masywną, owalnego kształtu, co dowodzi jej starożytności, zagłębiona w mur gruby, jak gdyby ścianę fortecy.
Nawet podczas lata, wśród największych upałów’, ulica Paon-blanc jest wilgotną i błotnistą.
Gdy wszedł w nią Arnold, trująca woń oddech mu przytłumiała i dziwił się, iż w takiem mieście, jak Paryż, istnieć może podobne ognisko nieczystości.
Przybywszy do bramy, jaką opisaliśmy, najeżonej gwoździami, a uzbrojonej młotkiem żelaznym, zatrzymał się przy niej; ujął za młotek, zamiast go jednak spuścić na krążek, umieszczony we wgłębieniu, pociągnął ku sobie w kierunku prostopadłym i popchnął.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/128
Ta strona została skorygowana.