— Ja sam się tu zgłoszę do pana za dni osiem, o tej jak dziś godzinie.
— Dobrze... Należy jednak wszystko naprzód przewidzieć. Gdyby wypadkiem suma, jaką mi pan pozostawiasz, okazała się niedostateczną na pomienione poszukiwania, będęż mógł odnieść się do pana o dalszy zasiłek w tym względzie? Sprawy podobnego rodzaju są bardzo trudnemi do wykonania; aby się zająć wyłącznie pańskim interesem, będę zmuszonym zamknąć drzwi przed innymi mymi klientami, którzy mogliby mnie potrzebować w tym czasie.
— W podobnym wypadku napiszesz pan do mnie słów parę.
— Gdzie?
— Poste-restante... w pocztowem biurze na bulwarze Beaumarchais’go.
— Pod jakiem nazwiskiem? — Pod inicyałami X. Y. Z.
Agostini zapisywał sobie to objaśnienie.
— Skoro odbiorę list pański — rzekł Arnold — doręczę ci bezzwłocznie to, czego zażądasz
— Dobrze... Od jutra udam się w podróż, pomimo, że jestem stary latami, posiadam jednak rzeźwość młodzieńczą, nie lubię odkładać interesów.
Desvignes wstał z krzesła.
Włoch odprowadził go aż do drzwi, które następnie zamknął na klucz starannie i rygle zasunął, jak gdyby to nędzne mieszkanie skarby w sobie zawierało.
W pół godziny później Arnold powrócił do siebie, a przy rozbieraniu się, zacierał ręce z zadowoleniem, powtarzając:
— Dobrze idzie... dobrze idzie!...
Poczem położywszy się, zasnął tak dobrze, jak człowiek z najczystszem sumieniem.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/132
Ta strona została skorygowana.