Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

nych, jak wełna na baranie. Twarz, szyję i ręce, za pomocą specyalnej wody, znanej dobrze wszystkim aktorom, Arnold ufarbował na kolor sinawy, którą to barwę wiatr morski i działanie słońca nadaje wszystkim marynarzom.
Wdziawszy płaski, z polerowanej skóry kapelusz, w tył nieco odsunięty, założył na szyję zawieszony na sznurku medalik, po którym miał się dać poznać Scottowi i Trilbemu, i zwyczajem ludzi morza, nawykłych do bezustannego kołysania się okrętu, wyszedł niepewnym, zataczającym się krokiem z pawilonu na ulicę de Tournelles.
W korpusie pomienionego domu mieszkało ze trzydziestu lokatorów.
Odźwierna wraz z córką nie zawsze pilnowały wchodzących i wychodzących, a gdyby nawet spostrzegły majtka, sądzićby mogły, iż przyszedł do kogoś w odwiedziny; prawdopodobnie jednak nie zauważyłyby go wcale.
Desvignes nie mylił się w swych przypuszczeniach. Tak pani Pillois, jak i jej córka, nie zwróciły na niego uwagi.
Minąwszy bulwar Beaumarchais’go, wszedł do restauracyi, gdzie obiadował dnia poprzedniego. Zastał tam kilkunastu biesiadników, a w ich liczbie Will Scotta wraz z Trilbym.
Mniemany majtek zajął miejsce naprzeciw nich przy stole.
— Do kroć piorunów! — zawołał na posługującego doskonałym marsylijskim akcentem — czuję głód rekina! Staraj się jaknajprędzej podać mi obiad.
— A co pan podać rozkaże?
— Zjem wszystko, byle było dobre i wiele.
— Racz pan wymienić potrawy.
Arnold zarządził dania z ryb i morskich mięczaków złożone, bez wina.
Obiadujący śmieli się z owego prawdziwego typu marynarza. Scott i Trilby ciekawie mu się przypatrywali. Nagle, oczy pierwszego dostrzegły medalik, zawieszony na szyi majtka.