W tejże chwili przejeżdżał z hałasem środkiem błotnistej ulicy omnibus z linij: Bastylla — Magdalena.
Arnold spojrzał na ów wehikuł.
Wyraz: Zapełniony widniał wyryty wielkiemi białemi literami na błękitnej tabliczce, wieczorem światłem oświetlanej.
— Zapełniony wewnątrz... — pomruknął mniemany strażnik. I spojżał na wierzch omnibusu nazwany przez ludność Paryża etażerką.
Dwóch podróżnych siedziało tam obok siebie, zabezpieczając się od deszczu starym zużytym parasolem.
Arnold pobiegł szybko za wehikułem, a pochwyciwszy się zań, wskoczył na przednią platformę.
— Miejsce tylko na wierzchu — zawołał konduktor.
— Dobrze... — odparł Desvignes, wdrapując się na schodki, podczas gdy konduktor dzwonieniem dał znak do przystanku.
Wszedłszy na wierzch omnibusu umieścił się przy dwóch podróżnych, siedzących pod parasolem.
Obaj rozmawiali z sobą.
Jaden z nich mógł mieć około lat dwudziestu pięciu, drugi około piętnastu.
Ów drugi był to Misticot, sprzedający medaliki przed nowo budującym się kościołem na Montfimartre.
Pierwszego wkrótce poznamy.
— Zatem, postanowiłeś ożenić się nieodmiennie? — pytał chłopiec towarzysza.
— Tak, mój mały... — rzekł tamten. — Jestem jeszcze młodym, mam dwadzieścia pięć lat, a powiadam ci, naprzykrzyło mi się już to życie kawalerskie. Mam tego dosyć! Co innych bawi, mnie nudzi teraz. Marzę o rodzinie... o własnej mojej rodzinie, o cichem domowem ognisku... i jestem pewien, że zaślubiwszy dziewczynę, którą kocham, będę stokroć szczęśliwszym, niż jestem nim teraz.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/146
Ta strona została skorygowana.