Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

w brzęczącej monecie, ani w biletach bankowych? — zapytał. — Byłoby to albowiem nader kłopotliwem dla pana Béraud.
— Zapewne... prawdopodobnie zażąda on przekazów na Londyn lub Paryż... Powiedz mi pan, czy liczną jest dzisiejsza nasza korespondencya?
— Ogromna, panie.
— A zatem bierz się do pracy... Nie będę ci już przeszkadzał.
Tu bankier usiadł przy biurku i wziąwszy pióro, począł dalej sprawdzać rachunki.
Gérard; położywszy arkusz z cyframi kapitału kupca dyamentów na stosie papierów, zajął się otwieraniem listów, lecz podczas, gdy je przebiegał oczyma, usta jego bezwiednie szeptały:
— Pięćdziesiąt jeden milionów... pięćdziesiąt jeden milionów!
Zadumał się: drżenie wstrząsało nim całym.
Wtem lekkie puknięcie do drzwi zwróciło uwagę obu pracujących.
— Wejść! — zawołał bankier.
— Drzwi się otwarły. Służący w bronzowej liberyi, z metalowemi guzikami podał wizytową kartę Mortimerowi.
— Oczekuję na pana Béraud — rzekł tenże, przeczytawszy nazwisko — wprowadź go bezzwłocznie.
Służący wyszedł, a za chwilę wprowadziwszy przybyłego, sam się oddalił.
Edmund Béraud — wszedł żywo i z uśmiechem na ustach uścisnął podaną sobie rękę bankiera. Gdy próg przestąpił sekretarz obrócił się nagle, patrząc ciekawie na tę nieznaną sobie osobistość, na posiadacza owego olbrzymiego majątku, którego cyfry tak zawładnęły jego umysłem. Po paru sekundach rysy twarzy milionera utrwaliły się niezatarcie w jego pamięci.