Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

— Punktualność jest według mnie jednym z koniecznych warunków egzystencyi człowieka — rzekł Béraud — a w szczególności niezbędnym dla handlującego. Iluż to ludzi zwichnęło swoją karyerę i z rąk wypuściło majątek przez opóźnienie się o kilka minut! Mógłbym ci zacytować, bankierze, liczne podobne przykłady. Co do mnie, staram się zawsze wyprzedzać umówioną godzinę, ażeby nie chybić. Wielokroć razy na innych oczekiwałem; na siebie jednakże czekać nie pozwalałem nikomu.
Sekretarz słuchał z uwagą. Pogardliwy uśmiech wykrzywił mu usta, który jasno mówić się zdawał:
— Drobiazgowość ta znamionuje umysł ciasny, niską i niewolniczą naturą. Ja wołałbym kazać czekać innym, niźli na drugich oczekiwać. Prawda, że jestem człowiekiem o szerokich na świat poglądach.
— Przybywasz z Ceylonu? — pytał Mortimer milionera.
— Tak... przejechałem dziś rano, ukończywszy interes sprzedaży mojego domu handlowego z nabywcą.
— Zatem ukończyłeś już wszystko?
— Tak... prawie wszystko... pozostaje mi tylko do uregulowania z tobą rachunek, co długo czasu nie zajmie, poczem złożę wizytę memu następcy w Kalkucie i jutro zrana jadę do Francyi, do mego ukochanego kraju, do mego rodzinnego Paryża. Nie uwierzyłbyś, bankierze, jak silnie mi serce uderza na myśl ujrzenia tego drogiego tyle dla mnie miasta, które od tak dawna opuściłem!..
— Od lat trzydziestu pięciu, jak sądzę... — wyrzekł Mortimer.
— Trzydzieści pięć lat upłynęło od owej chwili, trzy miesiące, dni osiem... Wyjechałem młodym, starym powracam.
— Tak... ale wyjechałeś ubogim, a wracasz bogatym!.. — zawołał, śmiejąc się bankier.
— Zdaje ci się więc, że kompensata jest dostateczną? — zapytał Béraud — przyznam, iż nie dzielę twojego