Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

stłumionym głosem, przykładając rękę do gardła, w którem wzburzenie głos mu tłumiło.
— Oto wyrok... — rzekł komisarz, rozwijając arkusz papieru i podając go Edmundowi.
— Co mi po tym szpargale! — zawołał tenże, odpychając go ręką. — Ja pana pytam o powód, na mocy którego ów rozkaz został wydanym.
— Powtarzam, że nie wiem... Jestem posłusznym, nie pytając, będąc jednem z drobnych kółeczek wielkiej sądowej machiny.
— Zdaje mi się, że tracę zmysły! — zawołał Béraud, ściskając rozpalone skronie obiema rękami. — Brodzę w ciemnościach, nic sobie wytłumaczyć nie będąc w stanie... Aresztują mnie, jak złoczyńcę... rozbójnika... Lecz o cóż mnie oskarżają? Od dwóch dni zaledwie jestem w rodzinnym mym kraju, a od kilku godzin w Paryżu i otóż na przywitanie chcą wrzucić mnie do więzienia! Lecz, panie, nie możesz mieć do mnie żadnej nienawiści, ponieważ mnie nie znasz. Pomówmy więc z sobą życzliwiej, a przekonasz się, że mam słuszność zupełną. Od lat trzydziestu pięciu opuściłem Francyę... Spędziłem ten cały czas w Indyach, gdziem żył, pracując uczciwie, na co mogę złożyć dowody. Przed trzydziestu pięciu laty nie dopuściłem się żadnego przestępstwa w Paryżu, a gdybym je był nawet popełnił, pokrywałoby mnie przedawnienie. Prawdaż, czy nie? Odpowiedz pan, proszę?
— Nie przybyłem tu, ażeby z panem dyskutować, lecz aby cię zawieźć do prefektury, gdzie dziś jeszcze wieczorem zostaniesz badanym.
— Nie, panie!... Ja jestem ofiarą błędu... strasznego jakiegoś niezrozumienia... To widoczne...
— Być może, panie... radbym w to wierzyć... Jeżeli tu rzeczywiście zaszedł jaki błąd, jeżeli biorą pana za kogo innego, łatwo ci będzie dostarczyć dowodów w tym razie, a wtedy twój pobyt w prefekturze długim nie będzie. Jeżeli twe odpowiedzi na zadane zapytania zdołają stanowczo odepchnąć po-