Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

dejrzenia, bezzwłocznie uwolnionym zostaniesz. Być może, iż za dwie godziny będziesz pan tu z powrotem. Zatem we własnym pańskim interesie unikaj, proszę, skandalu; radzę panu pójść ze mną bez hałasu.
— Iść za panem... poddać się takiej arbitralności, jest to uznać się winnym!... — zawołał Béraud.
— Nie! jest to tylko być posłusznym prawu... nic więcej. Jeżeli, jak zaczynam w to wierzyć, słuchając pana, jesteś uczciwym człowiekiem, mającym czyste sumienie, winieneś pragnąć jaknajrychlejszego wytłumaczenia się przed sprawiedliwością, aby położyć koniec jakiemuś błędowi, którego się stajesz ofiarą. Z przykrością zmuszony byłbym użyć środków surowych, ubliżających panu i mnie zarazem, gdybyś opór stawiał. Powiedz sobie, że pragnę twojego dobra i pójdź za mną. Każda chwila opóźnienia przykre dla ciebie sprowadzić może następstwa, bo w takim razie badanie musiałoby zostać odłożonem do jutra.
Edmund Béraud stał, jak człowiek rażony piorunem, czemu czytelnicy zapewne dziwić się nie będą.
Były poszukiwacz dyamentów był głęboko przesądnym. Od chwili wyjazdu z Kalkuty ponure przeczucia nim owładnęły. Słyszeliśmy wyjawiającym go swe czarne przewidywania w gabinecie Mortimera.
Numer trzynasty zatrzymanego apartamentu ciężko go pognębił; pognębienie to znacznie się zwiększyło, gdy spostrzegł, że fiakr, wzięty przez niego na stacyi drogi żelaznej, nosił zarówno numer 13-ty.
Natura Edmunda Béraud okazywała się dzielną w pracy jedynie, w której zużył swoją energię i żywotne siły. Umysł jego był słabym pod wielu względami. Wiele rzeczy, do których nie należało przywiązywać żadnego znaczenia, gnębiły go, spokój mu zatruwjąc.
— Niech będzie przeklętem moje głupie życzenie powrotu do Francyi!... — wyszepnął głucho. — Jakaż fatalność popchnęła mnie do opuszczenia kraju, gdziem żył szczęśliwy