Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

— Trzeba wysiąść... rzekł Trilby, pochylając się ku Edmundowi Béraud.
Kupiec dyamentów zadrżał od stóp do głowy. Czuł zbliżającą się dla siebie fatalną chwilę, nadaremnie szukając sposobów jej uniknienia. Gdy nie poruszał się z miejsca, Trilby pochwycił go wpół i z zadziwiającą siłą wyniósł z powozu.
Mimo łańcuchów, jakiemi miał ręce obezwładnione, Béraud usiłował jednak użyć nóg dla stawienia oporu, i kopać niemi zaczął mniemanego agenta.
— A! ma potężną siłę ten hultaj, jak widzę, wołał Trilby. — Skrępujcie mu nogi bo mnie zmiażdżyć jest gotów!..
Will Scott wziąwszy sznur, związał nim kolana Edmunda Béraud. Nieszczęśliwy znalazł się teraz zupełnie oddanym na łaskę i niełaskę zbrodniarzów, Dwaj irlandczykowie wynieśli go z powozu, a przeszedłszy ogrodową aleę, wnieśli go do otwartego przez Arnolda mieszkania, gdzie złożyli obezwładnioną ofiarę na podłodze.
— Idźcie po kuferki i pakiet, znajdujący się w powozie, zawołał Desvignes.
Scott z Trilbym wyszli natychmiast.
Arnold sam został z Edmundem Béraud, który, leżąc bezwładnie na ziemi, zdawał się być blizkim skonania.
Ów niecny zbrodniarz, postawiwszy latarnię na stole, sięgnął do kieszeni swego okrycia, a dobywszy z niej portfel, ukradziony swojej ofierze otworzył go przy świetle latarni.
W jednej z przegródek znajdowały się bilety bankowe.
Było ich trzydzieści, każdy po tysiąc franków.
Przeliczywszy takowe, pewną liczbę na bok odłożył, resztę umieścił w potfelu, i schował go do kieszeni, ponieważ Scott z Trilbym wracali, niosąc bagaże.
— Cóż teraz robić będziemy? — zapytał Scott, wskazując na Edmunda Béraud, którego konwulsyjne drgania rychły koniec życia zwiastowały.