Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

— Nie zwróciłeś jednak uwagi na pewien szczegół...
— No! na cóż takiego?
— Że ci, których spodziewasz się znaleść we Fracyi, nie żyją już być może.
— W rzeczy samej... przez ten tak długi przeciąg czasu wielu mi krewnych ubyło; wielu wszelako jeszcze pozostało i przy nich to znajdę dla siebie tą rozkosz rodzinną, jakiej mi przez całe życie brakowało, a do której tak tęsknię obecnie. Przed sześciu miesiącami poleciłem jednemu z agentów w Paryżu czynić poszukiwania w tym względzie.
— I cóż?
— Zostały uwieńczone jaknajlepszym skutkiem. Posiadam jeszcze obecnie brata, siostrę, siostrzeńców, synowców, siostrzenice, kuzynki, kuzynów, słowem całą gromadę bliższych i dalszych krewnych, w ogóle bardzo ubogich, z wyjątkiem dwóch lub trzech osobistości. Wyobraź sobie zatem mą radość, gdy spadnę pośród tej nędzy z mojemi milionami i będę im mógł dopomódz! Chcę aby owi uczciwi ludzie przeszli od razu z ubóstwa do majątku, ponieważ ja ich zbogacę, jak w sztuce teatralnej, za jednem dotknięciem mej czarnoksięzkiej laseczki.
— I możesz to uczynić bez szkody dla siebie — odrzekł Mortimer — posiadając tak olbrzymią fortunę.
— Obrachowałem, iż mam złożonych u ciebie pięćdziesiąt jeden milionów, czterysta siedmdziesiąt tysięcy franków — rzekł Béraud. — Czy tak jest?
— Tak... najzupełniej.
— Prócz tego, mam ulokowane i gdzieindziej kapitały. Co chcesz, kochany bankierze, z łatwością mi przyszło zebrać te pieniądze. Moje osobiste wydatki są nader skromnemi, nie posiadam kosztownych nawyknień, zwyczajów. Potrafibym się utrzymać i żyłbym zadowolony przy tysiącu talarach rocznej renty. Za przybyciem do Francyi rozdzielę natychmiast majątek pomiędzy krewnych, zachowując dla siebie trzy albo cztery miliony. Będzie to nawet dla mnie za wiele, jeżeli