Arnold Desvignes nie mylił się w swych przypuszczeniach.
Béraud w rzeczy samej podczas ostatniej nocy, spędzonej w podróży, rozmyślał nad obrotem swych interesów i oczekujących go ztąd utrudzeń. Przybywszy do Paryża, zmuszonym byłby pójść zaraz do banku dla zinkasowania swych pięćdziesięciu jeden milionów, następnie przenieść je do hotelu; szukać dwóch handlujących notablów, mających otwarty kredyt w banku francuskim, którzyby mu służyli niejako za chrzestnych, bez tej formalności albowiem wspomniony bank nie może według statutów przyjąć w depozyt pieniędzy dla wypłacenia potem takowych.
Osądził więc, iż daleko łatwiej mu będzie przedstawić się w domu Rotszylda, zinkasować tam swoje kapitały i otworzyć bieżący rachunek.
Nic nie było prostszego w rzeczy samej; po złożeniu dowodu, milioner kłopotać się już więcej nie potrzebował. I tak też uczynił.
Po długiej chwili obezwładnienia, nerwy zbrodniarza uspokoiły się nieco. Podniósł się i osłabiony, chwiejącym kro-