Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

Pęki bankowych biletów na wierzchu się tam znajdowały; nie ucieszyło to jednak go wcale. Co dla niego znaczyła ta nędzna garść banknotów, wobec tego o czem marzył i co zdobyć postanowił?
Mimo to przerachował bilety.
Było ich czterysta osiemdziesiąt pięć, po tysiąc franków każdy.
— Z tem... co znalazłem w portfelu, wyszepnął, czyni to razem, pięćset tysięcy franków zaledwie... Kropla złota!.. To nie uczyni mnie jeszcze bogaczem. Ja potrzebuję pięćdziesięciu jeden milionów, złożonych u Rotszylda i mieć je muszę.
W portmonetce zamordowanego Kupca dyamentów znalazł dwadzieścia luidorów i maleńki srebrny kluczyk dziwnego kształtu. Schował go do kieszeni, zamknął walizkę, a wybrawszy jeden z pęka kluczów, otworzył nim większy skórzany kuferek.
Kuferek z wierzchu ten napełniony był bielizną. Gdy wyrzucił takową ukazała się pod nią starożytna broń chińska i indyjska znacznej wartości, jako przedmiot sztuki.
— Rzecz niebezpieczna, te stare ostrza... wymruknął nędznik. — Znam ja to dobrze... Wiele z tych nożów i sztyletów zatrutemi być mogą... Wystarczy jedno ukłucie, by śmierć nastąpiła w sposób piorunujący. Niech pozostaną, gdzie je umieścił.
I ułożywszy na wierzchu bieliznę zapiął tłumoczek, przystępując do przejrzenia drugiego.
I tu znów znalazł bieliznę, a pod nią jedwabne materje Indyi, Cejlonu i Pondiszery, kaszmirowe tkaniny złotem przerabiane, rzeczy bezwątpienia wartościowe, mogące jednak do najwyższego stopnia podać w podejrzenie tego, ktoby z nich chciał zrobić jakiś użytek.
Pod jedwabnemi materyami, znalazł starożytną szkatułkę dziwnej formy, nabijaną srebrem, średniej wielkości, lecz niezwykle ciężką. Szkatułka ta była zamkniętą.