Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/207

Ta strona została skorygowana.

przerażająca zbrodnia mogła być spełnioną w tej willi tak spokojnej z pozoru, otoczonej zielenią, wśród której gromady ptactwa wesoło śpiewały. Był więc spokojnym z tej strony.
Zmieniając ubranie, zapomniał o swojem obuwiu. Pokrywały je plamy błota, które najłatwiej zatrzeć można było.
Na co jednakże ów trud sobie zadawać? Drogi były deszczem zalane, nowe błoto zastąpiłoby tamte w ciągu kilku minut.
Zbrodniarz, zwróciwszy się przeto, wyszedł furtką w aleję de l’Echo, którą zamknąwszy na klucz, skierował się ku stacyi du Parc-Saint-Maur.
O w pół do siódmej pociąg odchodził do Paryża.
Kupiwszy bilet, wsiadł do wagonu drugiej klasy i o godzinie siódmej minut dziesięć przybył na plac Bastylii.
Niezadługo potem wszedł do swego pawilonu, gdzie z gniewem rzuciwszy pakiet, jaki trzymał w ręku, padł na krzesło, powtarzając:
— Taka odrobina... po tylu świetnych nadziejach!... Ach! to oszaleć można z rozpaczy!...
I znów, jak w willi przy alei de l’Echo, siedział objęty obezwładnienieniem.
Od chwili do chwili urywane słowa, zdania bez związku, z ust jego wybiegały.
— Pięćdziesiąt jeden milionów!... — wyszepnął — z tem mógłbym śmiało zażądać od Verriéra ręki jego córki... Majątek taki olśniłby ojca... oczarował dziewczynę... Dla tych milionów zapomniałaby z pewnością o poruczniku Vandame... jeżeli kiedy o nim myślała... I owa świetna szansa z rąk mi się wymyka!... Z tego olbrzymiego skarbu pozostał mi okruch jedynie!... Ach! powinienem był wszystko przewidzieć... Zawiodłem się! Wszystko runęło... nie widzę środków, za pomocą których mógłbym sięgnąć po utracone miliony! A dla zdobycia ich gotówbym był na wszystko... nawet na popełnienie