drugiej zbrodni! Gotówbym podpalić Paryż... gotów na zagaszenie krwią ognia!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Bankier Juliusz Verrière mieszkał, jak wiemy, na bulwarze Haussmana. Zajmował pałac wspaniały, wznoszący się na dwa piętra nad parterem. Przybywało się do niego przez obszerny dziedziniec, piaskiem wysypany, na którym z jednej strony stał pawilon, służący za mieszkanie dla odźwiernego, z drugiej zaś stajnie i remizy.
Mimo, że ów pałac był własnością bankiera, jego biura gdzieindziej się znajdowały. Dla pomieszczenia ich wynajął całe piętro w jednym z okazałych domów przy ulicy Le Peletier.
Zaprowadzimy czytelników na bulwar Haussmana, obecnie jednak wejdziemy wraz z nimi do gabinetu biura Juliusza Verrière.
Bankier siedział przed wielkiem biurkiem, założonem papierami, między któremi w pośrodku wznosiła się cała góra listów. Była to ranna korespondencja jaką załatwiał sam z młodzieńczą rzeźwością.
Juliusz Verrière, jak wspomnieliśmy, miał około lat pięćdziesięciu sześciu; z najwyższą zwykle starannością i elegancyą ubrany, zbyt młodo jednak, względnie do lat swego wieku.
Krótko przy samej głowie przycięte włosy i długie angielskie faworyty, już mu posrebrniały.
Przed kilkunastu laty musiał to być w rzeczy samej niezwykle piękny mężczyzna.
W chwili, gdy przedstawiamy go naszym czytelnikom, rysy twarzy zachowały jeszcze swe linie regularne; oblicze jednak zwiędło, cera przybrała barwę ołowianą, oczy i usta zapadły.