Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

— Upadłość... bankructwo... — powtarzał Verrière przerywanym głosem. — Czyliż podobna... gdym w zeszłym miesiącu odbierał jeszcze moją dywidendę?
„Upadłość!! Ależ ja mam pięćset tysięcy franków, złożonych w tym interesie... interesie, stworzonym przezemnie i dla mniej miałażby fortuna na seryo odwracać się odemnie? Fatalność miałażby się mnie uczepić, prowadząc do jednej z tych sytuacyj, z której, jako jedyne wyjście, pozostaje kula z rewolweru, w skroń wymierzona?
Tu drżący i blady, objął głowę rękoma, a wsparłszy łokcie na biurku, siedział przez kilka chwil w dumaniu.
U tego jednak człowieka o elastycznem sumieniu, człowieka, któremu moralnego poczucia całkiem brakowało, ciężkie, bolesne wrażenia zwykle szybko przemijały.
Podniósł głowę i odpowiadając sam sobie na ostatnie wyrazy, rzekł:
— Nie, nie będę się troskał zbyt wiele... Los jest tem dla mnie, czem niewierna, zdradliwa kobieta dla swego kochanka. Oszukuje ona, lecz wraca do ciebie... I on powróci do mnie, mam nadzieję... Cios jest twardym... to prawda... trzy uderzenia w jednym dniu... to wiele! Wystarczy jednak jeden dobry finansowy interes, ażebym powstał nanowo. Większa część posagu Anieli zostaje jeszcze do mego rozdysponowania. Bez skrupułu na odparcie okoliczności. Do chwili zamążpójścia mej córki mam więcej czasu, niż mi potrzeba na skompletowanie majaku, pozostawionego jej przez matkę, i na uregulowanie własnego. Zresztą Aniela jest jeszcze młodą, wyjdzie za mąż wtedy, skoro ja zechcę. Napiszę do Hawru, tam tylko widzę jeszcze źródło dla siebie. Interes ten posiada wartość niezaprzeczoną... Nowe towarzystwo powstać może w miejsce upadłego. Tak... nie wszystko jest jeszcze straconem!
I otworzywszy szufladę biurka, umieścił w niej list syndyka, oraz dyrektora Belgijskiej kopalni marmurów, pozosta-