— Wierzę temu... ponieważ i ja zwykle o dziewiątej śpię jeszcze w najlepsze... Dziś jednak o rzecz nader ważną nam chodzi.
Tu panna Leona, wysunąwszy fotel, usiadła w pobliżu bankiera.
— Odebrałeś list od La Fougèra? — pytała.
— Odebrałem... i właśnie miałem mu nań odpisać, gdyś weszła.
— I naturalnie, posyłasz mu w nim to, o co cię prosił...
— Co... co? — powtórzył Verrière.
Leona ponowiła wyrzeczone poprzednio zdanie.
— Nigdy! — zawołał Verrière, rzuciwszy się na fotelu. — Czy i ty masz mnie za głupca, równego jemu? Rozetnijmy tę kwestyę w dwóch słowach.
— W jaki sposób?
— W sposób bardzo prosty. Jestem głupcem, czy nim nie jestem? Ten twój La Fougère jest klownem... nic więcej! Dzięki twojemu naleganiu, utopiłem w owej obmierzłej teatralnej budzie trzysta tysięcy franków!... Nie spodziewaj się, ażebym dać miał coś teraz. Ludzka głupota ma również swoje granice. Areszt mu na tę sumę położę.
— Ależ to zgubi La Fougèra... o bankructwo go przyprawi!...
— Co mnie to obchodzi? Mamże sam ginąć dla jego ocalenia?
— La Fougère jest twoim krewnym...
— Dziękuję za pokrewieństwo, kosztujące trzysta tysięcy franków. Nie warte ono tyle...
— Lecz w takim razie ja znajdę się bez miejsca... ja, która miałam tu tak korzystne zobowiązanie.
— Zapewne... szczególniej, gdy grałaś rolę z dwudziestu wierszy złożoną, w której wiersz każdy kosztował mnie piętnaście tysięcy franków!...
— Ta jednak nowa sztuka realistyczna jest zachwycającą... Będzie ona miała wielkie powodzenie... przyniesie nam
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/217
Ta strona została skorygowana.