olbrzymie sumy pieniędzy... Czytaliśmy ją głośno wczoraj na próbie... Pękać można było ze śmiechu... Pod jej wpływem byliśmy jak zhypnotyzowani... Przyznaj, że znamy się na tem... Ja mam w niej rolę... główną rolę.
— Z dwudziestu wierszy złożoną... — odparł szyderczo Verrière — z których za każdy wypadłoby mi zapłacić znów po siedem tysięcy pięćset franków!... Dziękuję za tę przyjemność i powtarzam, że na rachunek mej sumy areszt mu położę.
— Natenczas zamkną mu teatr.
— Mądrzeby zrobili... Mało kto wiedział o jego otwarciu, nikt więc nie zauważy, gdy będzie zamkniętym.
— A moja rola?
— Znajdziesz sobie taką w innym teatrze, a nawet piękniejszą.
— Tegobym właśnie pragnęła!... — zawołała Leona. — Lecz nie... nie zamkną tego teatru... nie! — dodała po chwili; — myśl pewna nagle mi błysnęła!... Wszak masz w swymi banku moje czterysta trzydzieści tysięcy franków?
— Tak... — rzekł Verrière z lekkiem zakłopotaniem.
— Dajże mi z nich zaraz sto pięćdziesiąt tysięcy franków, zaniosę je La Fougèrowi.
— Lecz...
— Nie ma żadnego lecz... biorę to na mój własny rachunek.
— Jesteś szaloną!
— Nie! jestem pewną powodzenia tej sztuki, zresztą... szaleństwo to moje, jak je nazywasz, niech cię nie obchodzi. Pieniądze te są moją własnością... Mogę je obrócić na co mi się podoba!...
— Nikt temu nie przeczy... — rzekł bankier z widocznem zakłopotaniem; — pozwól sobie jednak przyjacielską radę udzielić...
— To próżna... ja słuchać nie będę... nie chcę... Nie rady mi teraz potrzeba, ale moich stu pięćdziesięciu tysięcy franków z twej kasy. Bierz pióro prędko i pisz!
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/218
Ta strona została skorygowana.