Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

— O twojej Anielce... droga kuzynko, o rękę której porucznik Emil Vandame będzie dziś prosił jej ojca, a twego wuja. Cóż teraz powiesz na to wszystko.
Siostra Marya podała rękę porucznikowi.
— Otóż dobra wiadomość... w rzeczy samej — odpowiedziała. — Znam przychylne usposobienie wuja dla pana Vandame i jestem pewną, że z radością zgodzi się na ów związek, który bardziej jeszcze zacieśni istniejące węzły pokrewieństwa. Moje wstawiennictwo będzie zbytecznem, mam to przekonanie. Gdybyście go jednak potrzebowali, wbrew wszelkim przewidywaniom, rozrządzajcie mną... jestem gotową wam dopomódz. Od tej chwili staję się waszym sprzymierzeńcem.
Aniela rzuciła się na szyję siostry Maryi, okrywając ją pocałunkami.
— Och! byłam pewną — wołała — że mogę liczyć na zacne, szlachetne twe serce.
Wtem otwarły się drzwi salonu, w progu ukazał się pan Verrière.
— Emil!... jak się masz? — zawołał, podając rękę młodzieńcowi. — Chodźże, chodź z nami na śniadanie.
— Chętnie... jeżeli wuj pozwoli...
— Ależ ja cię proszę o to najszczerzej.
— Ojcze! — wyrzdkła Aniela, pochylając czoło, na którem bankier złożył pocałunek. — Pan Vandame tu przybył dla pomówienia z tobą w nader ważnej sprawie...
— Pomówimy o niej ile tylko zechce... — odparł Verrière. — Dzień dobry, Maryo — dodał, zwracając się do zakonnicy. — Cóż... jakże... byłaś w ministeryum?
— Wracam ztamtąd właśnie...
— Zdołałażeś otrzymać przychylną odpowiedź?
— Dotąd nic jeszcze pewnego... Zdaje się jednak, iż mi powierzą zarząd nad żłobkami, jakie zamyśla otworzyć w naszym okręgu publiczne miłosierdzie.
— Chcesz więc nas opuścić? — zawołała żywo Aniela. — Ach! czyż nie lepiej, siostro, ażebyś przy nas pozostała?