wiedz, jakiemu szczęśliwemu wypadkowi zawdzięczamy twoje przybycie? Tak rzadko was u siebie widujemy...
— Nie chcemy naprzykrzać się, kuzynko... oto rzecz cała — odparł Loiseau. — Jesteśmy ludźmi z innego świata, z innego otoczenia. Uczulibyśmy się zakłopotanymi wśród wielkoświatowego towarzystwa, co nie przeszkadza nam jednak żywić serdeczną życzliwość dla ciebie, kuzynko... dla was wszystkich... Myśleć o was często... bardzo często... czego dowodzi ot! nasze dziś tu przybycie.
— Może zjecie z nami śniadanie? — rzekł bankier.
— Dziękuję wujowi. Wracamy od Duvala, gdzie ugaszczałem Wiktorynę.
— To może pozwolicie podać sobie kawę?
— Co to, to chętnie... z kilkoma kroplami koniaku... Kawę pić można i dziesięć razy dziennie.
Na dany znak przez Anielę, służący postawił przed przybyłymi filiżanki, napełniając je kawą.
Verrière spojrzał na zegarek; słyszeliśmy, jak mówił, że mu śpieszno odejść do licznych zatrudnień.
— No! — rzekł, zwracając się do Eugeniusza Loiseau — gadaj, co was tu do mnie sprowadza?
— Żenię się, mój wuju.
— Żenisz się... w tak młodym wieku? A czy posiadasz jakie oszczędności pieniężne na rozpoczęcie gospodarstwa?
— Tyle, ile potrzeba na opłacenie kosztów wesela... Nie żartuję jednak z robotą... od pracy się nie uchylam... Mam dobre miejsce, które mi przynosi dziesięć franków dziennie... Z tem można wsiąść odważnie na okręt conjungo, nadewszystko, gdy się zaślubia dziewczynę pracowitą, oszczędną, zarabiającą sto sous tygodniowo ze swej strony.
— Kogóż zaślubiasz?
— Tę oto obecną tu Wiktorynę... twą siostrzenicę, mój wuju, po zmarłej jej ciotce, nieboszczce pani Verrière, twej żonie, Wiktorynę Béraud, córkę Celestyny Béraud, zaślubionej Alfonsowi Loiseau, mojemu ojcu.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/235
Ta strona została skorygowana.