Ta strona została skorygowana.
W rzeczy samej, arkusz ów nosił na nagłówku napis:
MÓJ TESTAMENT.
Dalej kreślone były następujące wyrazy:
„Ja, niżej podpisany, zdrów na umyśle i ciele, oświadczam, iż żądam, ażeby natychmiast po mojej śmierci, gdyby takowa nastąpiła przed urzeczywistnieniem moich zamiarów, jakich tu nie wymieniam, żądam, ażeby mój majątek, składający się z pięćdziesięciu jeden milionów, złożonych w domu bankierskim Rotszylda, był rozdzielonym równo, pomiędzy wyżej tu wymienione osoby, z których wszystkie są w różnych stopniach moimi krewnymi.
Tu następowały nazwiska, wymienione na kopertach listów.
Testament kończył się temi słowy:
„Na wypadek śmierci jednej lub kilku z wyż wymienionych osób, część, jakaby na nie przypadła, ma być rozdzieloną na innych mych spadkobierców, zawsze w równych częściach.
Pisałem w Marsyli, dnia 9 maja 1884 roku.
Pisałem w Marsyli, dnia 9 maja 1884 roku.
Edmund Béraud.“
— Ach! był ostrożnym, jak widzę... przewidział wszystko... — wyszepnął zbrodniarz, składając arkusz papieru. — Otóż papier, który dobrze jest mieć w swem ręku, kto wie albowiem...
Tu uciął, a pochyliwszy ku piersiom głowę, popadł w głębokie zamyślenie.
Po kilku minutach wstał, wyprostował się; zmarszczone jego czoło rozpogodziło się, oczy dzikiem zabłysły światłem, dziwny uśmiech igrał na ustach nędznika.
Co działo się w jego duszy? Odnalazłże sposób pochwycenia milionów, złożonych w domu Rotszylda?
Na to pytanie odpowie dalszy ciąg naszej powieści.