mość, że Jerzy de Nervey, z którym ją bliższe stosunki łączyły, będzie tam również obecnym.
Około trzeciej z południa oboje narzeczeni ukończyli swoje wizyty.
— Cóż teraz robić będziemy? — pytała Wiktoryna. — Ja do fabryki kwiatów nie pójdę już dzisiaj.
— Innego rodzaju czeka nas zatrudnienie... — nie wszystko jeszcze załatwione — odparł introligator.
— Trzeba pojechać do restauracyi dla zamówienia uczty weselnej. Ja proponuję zakład w Saint-Mandé, Salon rodzinny w pobliżu Winceńskiego lasku, bardzo się on podobał naszej kuzynce Anieli Verrièere. Zamówmy więc ucztę w Salonie rodzinnym i jedzmy tam dla rozmówienia się z właścielem. Jakże ci się zdaje mój projekt?
— Zgoda... — odrzekła Wiktoryna — skoro tak sobie życzysz...
— Otóż bezwzględne posłuszeństwa ze strony kobiety kochającej prawdziwie swojego męża! — zawołał, śmiejąc się z zadowoleniem Loiseau; — posłuszeństwo, które zawsze i wszędzie winno być podstawą małżeństwa. Wsiadajmy zatem do fiakra, będziemy obiadowali w Rodzinnym salonie... Jestem dziś w tak doskonałym humorze, iż nie odmówię ci, czegokolwiek zażądasz.
O piątej oboje narzeczeni wzeszli do restauracyi, gdzie, jak wiemy, Arnold Desvignes, przebrany za anglika, siedział przy stole, kończąc śniadanie.
Oboje narzeczeni promienieli radością, jak się bowiem nie cieszyć?
Na weselu introligatora i kwiaciarki miał się znajdować bankier, dyrektor teatru, wicehrabia i oficer artyleryi!
Głaskało to ich miłość własną i pochlebiało próżności. Spodziewali się zaimponować tym ubogim członkom swojej rodziny, którzy chodzili z koszami na plecach, lub pchali taczkę przed sobą.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/255
Ta strona została skorygowana.