— Gdzież jest ta stajnia i remiza?
— O dwa kroki ztąd... w tym ot tam dziedzińcu...
— Obejrzyj, ojcze Loriot — rzekł właściciel sklepu — być może, iż to ci się przyda.
— Wsiądź więc — rzekł Loriot, nasz stary znajomy, zwracając się do Will Scotta — wsiądź do mego fiakra nr. 13, czekającego przed sklepem, pojedziemy do stajni obejrzeć ów towar.
— Zgoda!
— Pod którym numerem w alei Filipa-Augusta?
— Numer 83-ci.
Obadwa wyszli ze sklepu kupca win. Loriot otworzył drzwiczki fiakra. Irlandczyk wsiadł i powóz potoczył się szybko.
W ciągu trzech minut przybyli do remizy. Stary Loriot obejrzał konia i powóz z uwagą prawdziwego znawcy.
— Zwierzę zmęczone... — rzekł — podbite ma nogi... No! ile żądasz za ten towar, ma się rozumieć, razem z zaprzęgiem?
— Kazano mi sprzedać za tysiąc pięćset franków.
— A ja wydaję sobie rozkaz powiadomienia cię — rzekł, śmiejąc się Loriot — że to zbyt drogo.
— Ileż pan ofiarujesz?
— Tysiąc sto... najwyżej... interes od ręki zrobimy.
— Nie, to za mało.
— Jak chcesz... więcej nie dam. Pieniądze zaraz odbierzesz, nie potrzebując konia z powozem na targ prowadzić.
— Postąp pan choć na tysiąc sto pięćdziesiąt... te pięćdziesiąt dla mnie... za moją fatygę.
— No! niech tak będzie! Wracajmy do kupca, wypijemy tam butelkę wina.