mnie, zirytowałoby mnie to wielce. Znajdę jednakże sposób, ażeby wszystko pogodzić. Posiadam lando, noszące numer osiemset trzynasty. Jest w cyfrze trzynastka, to właśnie, czego nam trzeba. Wsiądziecie w to lando i sam was powiozę.
— Sądzisz więc, ojcze, że to wszystko jedno?
— Zupełnie toż samo.
— Więc zgoda!
— A teraz pójdźcie obadwa ze mną do mieszkania — rzekł Loriot. — Przyniosę z piwnicy butelkę starego Chablis, wypijemy we trzech zdrowie Wiktoryny.
Loriot, Misticot i Loiseau zwrócili się w stronę domu, gdy przed bramą dał się słyszeć turkot zajeżdżającego powozu i głos z ulicy zawołał:
— Hej! bramę otworzyć!
Loriot zatrzymał się.
— Miałżeby wracać który z mych woźniców? — rzekł z niepokojem. — Przypadek jaki, być może.
I pośpieszył ku bramie, otwierając takową.
Jeden rzut oka go uspokoił. Był to powóz wraz z koniem, przyprowadzony przez Will Scotta.
— Ach! to ty? — rzekł Loriot. — No! wjeżdżaj, wypijesz z nami parę kieliszków wina.
Uśmiechnięta twarz Irlandczyka sposępniała. Zbladł, rumieńce zniknęły z niej nagle. Spostrzegł albowiem Misticota, stojącego w dziedzińcu.
Mimo, że był ubrany w liberyę, jako woźnica zamożnego obywatela, i twarz miał umalowaną, obawiał się, aby nie został przez chłopca poznanym. Gdybyto bowiem nastąpiło, jak wytłumaczyć owo przebranie i tak niskie obecne swe stanowisko?