Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

z cyrku Fernando... — szepnął Misticot, spoglądając za wychodzącym.
— Ciągle to powtarzasz... — odrzekł, śmiejąc się, Loiseau. — Opanowała cię jakaś mania...
— Proste przywidzenie... — dodał Loriot. — Ów człowiek jest woźnicą, któremu jego pan kazał sprzedać konia z powozem z przyczyny wyjazdu. Ten to właśnie powóz będzie stanowił część orszaku na sobotnich zaślubinach. Za twoje zdrowie, Loiseau, twej przyszłej i całego waszego gospodarstwa!
Po wzajemnem trąceniu się i wychyleniu kieliszków, wkrótce się rozeszli.
Misticot, zajęty wciąż myślą o dziwnem podobieństwie owego stangreta do Wiliama, szedł na Montmartre dla rozpoczęcia sprzedaży swych medalików, podczas gdy Loiseau udał się do swego introligatorskiego warsztatu.
Nazajutrz po owym dniu, Desyignes około południa wyszedłszy z ulicy de Tournelles, szedł na śniadanie do jednej z licznych restauracyj, znajdujących się na placu Bastylii. Przechodząc około kiosku na bulwarze Beaumarchais’go, kupił poranny numer dziennika, a oczekując na podanie sobie befsztyku, przeglądać go zaczął.
Był to jeden z wielu paryskich dzienników, zamieszczających najświeższe wypadki dnia.
Czytając go, Arnold drgnął nagle, zbladł, usta nerwowo mu drżały.
Spostrzegł następujące ogłoszenie:

„Śpieszymy podać do wiadomości naszych czytelników fakt, sprawdzony przez nas na miejscu, a z jakim rzadko spotkać się zdarza.
„Przedwczoraj wieczorem, komisarz do spraw sądowych w towarzystwie policyjnego agenta, zaopatrzony wyrokiem podpisanym przez zgromadzenie sędziów Paryża, przybył na ulicę Joubert do Hotelu Indyjskiego dla przy aresztowania nie-