mu w rękę numer tego, który Desvignes czytał w restauracyi przy śniadaniu.
— To dziwne... to niepojęte!... — zawołał. — Nic nie słyszałem dotąd o tej tak ważnej sprawie. Któryż to z sędziów śledczych podpisał ów wyrok? Któż jest tym komisarzem do spraw sądowych, który miał go wykonać? Który z agentów mu towarzyszył? Otóż potrójna zagadka! Onegdaj przez cały dzień prawie byłem w prefekturze... Nic mi o tem nie mówiono... Potrzeba zbadać to bliżej.
Tu zaczął przeglądać z dnia onegdajszego poskładane sobie raporty, w przypuszczeniu, iż może przez pośpiech pominął który. Nie znalazł jednak wyjaśnienia tajemnicy.
Zaciekawiony do najwyższego stopnia, udał się do pałacu Sprawiedliwości, posyłając swą wizytową kartę prokuratorowi rzeczypospolitej.
— Właśnie miałem pana zawezwać — rzekł tenże, przyjmując go w swym gabinecie; — chcę, ażebyś mi dał wyjaśnienie na tę ot moją notatkę.
— A ja, panie prokuratorze — odrzekł naczelnik policyi — przychodzę cię prosić o powiadomienie, czyliś wydawał jaki rozkaz przyaresztowania kogoś z pominięciem w tem mojej osoby?
— Żadnych podobnych rozkazów nie wydawałem... Po raz pierwszy słyszę, ażeby coś podobnego dokonano w Hotelu Indyjskim.
— Nie mogę, nieszczęściem, udzielić panu żadnych objaśnień w tym względzie — odrzekł naczelnik — ponieważ zarówno nic nie wiem...
— Ależ potrzeba wiedzieć... i wiedzieć jaknajprędzej! — zawołał prokurator. — Być może, iż tu ukrywa się niewczesny żart reportera. Zbadaj pan to na miejscu, w hotelu. Jeżeli tam nie zaszło nic podobnego temu, co publikuje ów dziennik, a co powtórzą skwapliwie wszystkie wieczorne pisma, udaj się pan do redaktora wspomnionego dziennika, zagroź mu poszukiwaniem na drodze sądowej za przekroczenie przepisów
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/279
Ta strona została skorygowana.