Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

— Młoda kobieta spojrzała zdumiona.
— Rysopis komisarza? — zawołała — jakto... więc pan go nie znasz?
— Nie; ponieważ ów mniemany urzędnik, a raczej oszust, przywłaszczył sobie tytuł i czynność, do których nie miał prawa. Ten człowiek, agent przebrany, jaki mu towarzyszył oraz woźnica powozu, byli to trzej wspólnicy, trzej złodzieje, a może i mordercy.
— Mordercy! — zawołał jednocześnie z trwogą właściciel hotelu z zarządzającą.
— Tego się obawiamy. Żaden wyrok sądu nie został wydanym przeciw Edmundowi Béraud, który do chwili obecnej zmarł może zamordowany. Ze śledztwa, jakie tu wyprowadziliśmy, wynika pewność, iż zbrodnia spełnioną została. Sprawiedliwość winnych odnajdzie. Racz pani jak o to prosiłem podać nam rysopis mniemanego komisarza, jego agenta i woźnicy.
— Woźnicy nie widziałam wcale. Komisarz wyglądał na lat piędziesiąt, średniego wzrostu, nieco siwawy. W obejściu był bardzo grzecznym, nawet uprzejmym. Mówił rozsądnie, z powagą. Co do agenta, nie zwracałam na niego uwagi, pamiętam tylko, że również miał szpakowate faworyty.
— Wszystko to jest bardzo ważnem. Niezauważyłaś pani jakiegokolwiekbądź szczegółu, któryby nas mógł na ślad naprowadzić?
— Nie, niedostrzegłam.
— Nie wiesz pani, czyli ów powóz miał jaki numer?
— Ja nie wiem tego, ale służący wiedzą być może.
Wezwani lokaje niepotrafili żadnych wskazówek udzielić w tym względzie. Deszcz lał potokiem podczas gdy znosili do powozu bagaże; nic widzieć nie mogli, ulewa ich oślepiała.
— A zatem żadnej wskazówki... żadnego przewodnika... — wyszepnął sędzia śledczy w zamyśleniu. — Stoimy wobec strasznej zbrodni... zbrodni tajemniczej, naprzód ręką wprawną przygotowanej, a wykonanej z niesłychaną zręczno-