ropnie i zręcznie, można uniknąć wszelkich podejrzeń... Trzeba jedynie, ażeby zniknął ów człowiek.
Tu Karol Gérard ocknął się nagle. Przypomniał sobie, iż zamyślenie i bezczynność jego w chwili, gdy Mortimer zalecił mu pośpiech w robocie, mogą zwrócić uwagę bankiera. Zaczął więc szybko rozpieczętowywać koperty i wyjmować z nich listy. Po chwili jednak pomimowolnie zagłębił się znowu w dumanie i szepnął zcicha:
— Béraut ma słuszność... przeczucie go nie myli... W samej rzeczy mało mu czasu do życia pozostaje, ponieważ ten olbrzymi majątek to bogactwo, przechodzące wszelkie moje marzenia, ja posiąść muszę... ja je mieć chcę... mieć będę!... Lecz, aby je pochwycić, cóż zrobić potrzeba?... Oto przedewszystkiem opuścić dom Mortimera... Lecz jak się ztąd wydalić bez żadnego słusznego powodu? To najtrudniejsza rzecz do zwalczenia! Nagły mój wyjazd mógłby niebezpieczne na mnie zwrócić podejrzenia... a jednak dozwolić wymknąć się z rąk takiej sposobności... Nie! to niepodobna! Ach! gdybym był wolnym! Mój plan jest już wytkniętym... jest! całkowicie, jasno, w mym mózgu. W Hotelu Indyjskim, przy ulicy Joubert Béraut wysiądzie... Tam to on zamieszka w chwili przyjazdu swego do Paryża... tam więc wypada na niego oczekiwać... Nieco śmiałości, odwagi, a wszystko pójdzie dobrze. Z owym olbrzymim majątkiem, jakim ten głupiec chce zbogacić kilku idyotów, ja panem świata się stanę!...
Tu z gestem niecierpliwości Gérard chwycił po raz trzeci ci za pióro, a rozpocząwszy wydobywanie korespondencyi, kładł porządkowe numera na każdym z listów, przez siebie odczytanych.
Pozostało mu z dziesięć zaledwie do przejrzenia. Pierwszy z nich, jaki otworzył, nosił napis na nagłówku:
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
JAN MORTIMER et COMP.
Domy handlowe w Kalkucie i Londynie.
Dom w Londynie.