Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/303

Ta strona została skorygowana.

Widząc łzy, płynące po macierzyńskiej twarzy, pochwyciła jej ręce, jąkając:
— Dlaczego płaczesz, mateczko? Czy ktoś ci zrobił coś złego? Nie płacz... och! nie płacz... bo to mnie boli!
Joanna, pochyliwszy się ku dziecku, chwyciła je w objęcia, okrywając pocałunkami.
Aniela wraz z siostrą Maryą łzy z oczu ocierały.
— Czy wiesz, Joanno... — poczęła panna Verrière po chwili, chcąc zmienić przedmiot rozmowy — czy wiesz, że Eugeniusz Loiseau zaślubia Wiktorynę?
— Wiem o tem — odpowiedziała szwaczka. — Byli oni u nas oboje z zaprosinami na wesele, nie zważając na fałszywą pozycyę, w jakiej się znajdujemy. Korzystając z tego, mówiłam Pawłowi o naszem małżeństwie; odpowiedział mi, jak zwykle: „Później... później... dość na to czasu.”
— Będziesz na tem weselu?
— Pragnęłabym być.
— Ja będę także... — rzekła panna Verrière.
— Co? kuzynka tam będziesz? — zawołała ze zdumieniem Joanna.
— Tak... będę. Mój ojciec jest wujem Eugeniusza Loiseau, wypada nam zatem przyjąć udział w tej uroczystości. Jeżeli zechcesz, skorzystam ze sposobności, aby pomówić z Pawłem Béraud.
— Nie... nie! — zawołała szwaczka z obawą.
— Dlaczego?
— Gniewałby się na mnie, żem przyszła tu uskarżać się na niego. A kto wie, czyli korzystając z tego pozou, nie opuściłby mnie na zawsze.
— Sądzisz go więc być zdolnym do podobnej nikczemności? Do opuszczenia ciebie, tak dobrej, pracowitej dziewczyny, której jedynym błędem było, żeś go nazbyt kochała... Do opuszczenia swej własnej córki?...
— Niestety! jestem pewną, iż gotówby to uczynić...