— Nie możemy tu jednak chodzić tak przez noc całą... Moglibyśmy zostać przez straż miejską pojmanymi.
— Wracajmy do domu... — rzekł Scott. — Jutro powtórnie list do niego napiszę.
— Należało to zaraz uczynić... — odpowiedział Trilby. — Jest w tem nasz wspólny interes. Umieram z głodu... Idźmy na kolacyę.
Tu obaj razem odeszli, kierując się w stronę ulicy św. Antoniego.
Zaledwie Scott opuścił swe stanowisko na bulwarze Beaumarchais7go, ukazał się Desvignes z pakietem w ręku, idąc od placu Chateau-d’Eau. Otworzywszy kluczem furtkę w osztachetowaniu, szedł przez ogródek do swego mieszkania.
Podczas bytności w Temple i długiej przechadzki po Paryżu, rozmyślił się, że jako posiadaczowi obecnego majątku, nie wypadało mu mieszkać w tak skromnym lokalu przy ulicy des Tournelles.
Potrzeba mu było wynająć lub kupić dom na własność, urządzić się w nim stosownie do roli, jaką miał odegrać i to bez opóźnienia, bacząc na własny interes w owej tyle strasznej sprawie.
— Jest to koniecznem... — rzekł sam do siebie. — Arnold Desvignes, powracający z Indyj z bogactwami, winien się stosownie światu przedstawić. Człowiek, który prawdopodobnie posiądzie miliony, nie może odrazu z nędzy przyjść do bogactwa. Wydałoby się to podejrzanem. Szkatułka z dyamentami Edmunda Béraud wystarczy mi na tymczasowe urządzenie.
Po ukończeniu sprawunków w Temples, Desvignes pojechał fiakrem na ulicę Saint-Lazare do restauracyi, gdzie zamordowany przezeń kupiec dyamentów jadł po raz ostatni swój obiad.
Tu przy śniadaniu przeczytał wszystkie dzienniki, nie pomijając nawet ogłoszeń, wypalił kilka cygar, a pozostawiw-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/316
Ta strona została skorygowana.