Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/326

Ta strona została skorygowana.

włóczęga po bulwarach Batignolles i de Clichy, ubrany z najgorszym gustem, pretensyonalnie.
— A przybywajże, próżniaku, łapimucho! — zawołał nań Loiseau.
— Wiecznie się ten człowiek opóźnia... — wymruknął Piotr Béraud — mimo, iż nie nad pracą, trawi godziny.
Melania pochyliła się ku wdowie Perrot, pytając zcicha:
— Ach! jakiż piękny chłopiec... kto to jest?
— Jakto... nie znasz go?... odparła praczka z uśmiechem.
— Nie znam.
— Ależ to twój kuzyn, Fryderyk Bértin. Na nieszczęście, ów łotr jest rzeczywiście pięknym.
— Czemże się on zajmuje?
— Biega za dziewczętami..!
— Ależ to nie jest zajęcie, któreby...
— Rzecz naturalna... biorąc w ścisłem znaczeniu... Lubią go jednak dziewczęta... — przerwała wdowa.
— Dzień dobry, ciotko Perrot! — ozwał się Fryderyk, podchodząc. — Pani! — dodał, składając głęboki ukłon Melanii, której elegancya i wykwintność stroju zwróciły jego uwagę.
— Ależ to twoja kuzynka, Melania Gauthier — mówiła, śmiejąc się, wdowa Perrot; — czyliż jej nie poznajesz? Kiedyś mówiłam ci o niej...
— Mówiłaś, ciotko, że kuzynka Melania jest piękną, lecz widzę, że jest sto razy piękniejszą, niż sądziłem, a ztąd to nie przypuszczałem, aby to ona być mogła.
Melania zarumieniła się zadowolona.
— Jesteś nader uprzejmym, kuzynie... — odpowiedziała. — Lecz czyli szczerze to mówisz?
— Spojrzyj mi w oczy, kuzynko, a wyczytasz w nich, co myślę.
Dziewczyna uśmiechnięta utkwiła wzrok w twarzy pięknego chłopca, który stał przed nią, pomuskując wąsika. Spuściła jednakże oczy szybko ku ziemi, owładnięta dziwnem, nieznanem dotąd uczuciem.