Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/337

Ta strona została skorygowana.

W parę minut ukończyli robotę.
— Teraz rozdzielmy miejsca... — rzekł Misticot, biorąc kartki i kładąc je przy każdem nakryciu. — Najprzód nowozamężna i jej małżonek, jedno naprzeciw drugiego, na honorowych miejscach. Po lewej stronie nowozamężnej stary Piotr Béraud; po prawej bankier Verrière. Dalej panna Aniela Verrière. Następnie wdowa Perrot... jej ciotka... dla wieku poszanowanie. Obok panny Verrière pan Vandame... oficer artyleryi. Tak mi się coś zdaje, że to im będzie przyjemnem obojgu. Obok bankiera Verrière panna Melania Gauthier... Wdowa Perron obok ojca Béraud. Pogodzą się oboje co do wysuszania kieliszków.
I tak kolejno kładł kartki przy każdem nakryciu.
— Tak więc... — myślał Arnold Desvignes — poznam nietylko nazwiska, lecz i postacie całej rodziny Edmunda Béraud.
Nie wychodząc z tej sali, będę ich mógł doskonale obserwować, wystudyować wady i charakter każdego, co mi ułatwi znakomicie rozwinięcie dalszych mych planów.
Dokonawszy podziału miejsc, Misticot wyszedł przed dom, oczekując tam przybycia weselnego orszaku.
— Byłem pewien, że mnie nie pozna... — wyrzekł mniemany Dezyderyusz, spoglądając za nim. — Najmniejsza łączność nie istnieje pomiędzy mną, dzisiejszym lokajem, a owym anglikiem, któremu on niegdyś na Montmartre sprzedał medalik. Nie mam się czego obawiać.
I uspokojony, myślał jedynie o służbie, jaką miał kierować, mając pod swemi rozkazami dwóch młodszych lokajów.
Zaturkotały koła przed domem; rżenie koni słyszeć się dało.
Przybył orszak weselny.
Rumor powstał w całym budynku.
Misticot biegał, wprowadzając damy do małego gabinetu, przeznaczonego dla nich na składanie tam szalów, okryć i książek do nabożeństwa.