Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

Tu zapiął walizę, a po otrzymaniu z kasy swej pensyi za miesiąc ubiegły, udał się na wybrzeże Gangesu, aby zamówić miejsce dla siebie na statku w biurze żeglugi.
Jeden z okrętów miał wypłynąć nazajutrz rano o ósmej godzinie.
Zapisawszy się nań jako pasażer, zapłacił za miejsce, poczem powrócił do biura bankierskiego.
Mortimer wyjechał na dzień cały, co pozwoliło sekretarzowi rozporządzać wszechwładnie gabinetem swego pryncypała. Przeszukał starannie szufladki biurka, przeznaczonego do jego osobistego użytku, związał w paczkę papiery i różne notaty, do których dołączył pewną liczbę blankietów listowego papieru i kopert firmowych bankierskiego domu: „Jan Mortimer i Współka.“ Następnie umieścił z przezornością w portfelu własnoręczne pokwitowanie Edmunda Béraud z odbioru milionów wydane bankierowi, które to pokwitowanie, jak wiemy, miał oddać kasjerowi.
Ten kwit był mu potrzebnym dla wystudjowania w wolnej chwili podpisu kupca dyamentów.
Ukończywszy to wszystko, czekał powrotu Mortimera aby go pożegnać i odebrać od niego ostatnie polecenia wraz z listem do dyrektora banku w Londynie, z listem, jakiego nigdy oddać nie miał zamiaru.
Mortimer ukazał się nareszcie. List był gotowym. Oddał go Gérardowi z zapytaniem.
— Zatem wyjeżdżasz jutro zrana?
— Tak, panie... o ósmej godzinie.
— Pozostaje mi więc tylko życzyć ci szczęśliwej podróży, podziękować za nowooddaną mi przez ciebie usługę i upewnić cię, o czem nie wątpisz, jak sądzę, że możesz liczyć na pomoc z mej strony zawsze i w każdym wypadku.
— Jestem o tem przekonany... a wdzięczność dorównywa mojej ufności.
— Pamiętaj napisać do mnie, skoro tylko staniesz w Londynie.