Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/354

Ta strona została skorygowana.

jesz wstręt ku niemu. Ty będziesz mnie kochała... kochać mnie musisz!
To mówiąc, chwycił jej ręce, okrywając je pocałunkami.
— Precz... precz odemnie, nędzniku! — szeptała, usiłując się wyswobodzić.
I nagłym ruchem wstecz się cofnąwszy, uwolniła się z jego uścisków.
— Precz... precz odemnie! — powtórzyła — uczuwam dla ciebie tylko wstręt i pogardę... Nie powiem dziś o tem nic memu mężowi, ponieważ onby cię na miejscu uśmiercił, a ja nie chcę, ażeby krew skalała dzień moich zaślubin. Lecz nakazuję ci... ani jednego wyrazu więcej... ani gestu, ani spojrzenia, bo wtedy o wszystkiem powiadomię Eugeniusza! Tak! wolę wszystko mu wyznać, niż znosić twoje obelgi! A teraz skończone pomiędzy nami na zawsze... Wracam do moich zaproszonych.
Tu pobiegła szybko ku polance, na której wśród grupy zebranych stał Eugeniusz Loiseau.
— Ha! ha! — zakazujesz mi mówić o miłości... — zaśmiał się szyderczo Béraud; — pomimo wszystko kochać mnie musisz i będziesz kochała!
I drugą stroną poszedł w stronę trawnika, na którym zebrała się część rodziny nowozaślubionych.
Aniela Verrière i Vandame stanowili część owej grupy, jak również Joanna Desourdy wraz z małą swą Liną.
Dziecię, spostrzegłszy swojego ojca, podbiegło kuniemu.
— Gdzie byłeś, ojcze? — pytała, wyciągając do niego rączęta.
— Ojciec twój przechadzał się zemną — mówiła, całując ją, Wiktoryna. — Mówiliśmy o tobie, drogie dziecię... Ojciec cię kocha... ponieważ jesteś dobrą i grzeczną.
— Kuzynie! — poczęła panna Verrière, podchodząc ku Pawłowi Béraud i biorąc go pod rękę; — zechciej mi towarzyszyć na kilka minut.