Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

Joanna przyzwala Linę ku sobie, spoglądając znacząco na Anielę. Lekki rumieniec zabarwił jej blade policzki. Zrozumiała, iż panna Verrière chce uskutecznić swój zamiar.
Córka bankiera weszła z Pawłem Béraud w pobliską aleję.
— Cóż sądzisz, kuzynie — zapytała — o małżeństwie Eugeniusza Loiseau?
— Jakto? — odparł nieco zmięszany; — nie rozumiem, w jakiem znaczeniu pytasz mnie o to, kuzynko?
— W nader prostem znaczeniu... Co myślisz o akcie uroczystym, jaki dziś z sobą zawarli?
— Cóżbym innego mógł sądzić, jak, że wypadło im to uczynić?
— Czyż to małżeństwo, nadające im obojgu stanowisko poważne, zasługujące na ogólny szacunek, nie przywiodło cię do jakich głębszych rozmyślań?
— Do rozmyślań... z jakiego względu?
— Ze względu na siebie samego, na Joannę i na małą waszą Linę?
— Nic nie rozumiem, łaskawa kuzynko, co chcesz powiedzieć... — odrzekł Béraud, rozumiejąc jednak w głębi doskonale, ku czemu zmierzały wyrazy panny Verrière.

XXX.

Córka bankiera mówiła dalej:
— Niesłusznie, być może, kuzynie, mięszam się w to, co do mnie nie należy... i wykraczam nawet w pewnym względzie przeciw konwenansom towarzyskim. Mam jednak ważny powód na swoje usprawiedliwienie... Wiesz, ile kocham Joannę... tę tak łagodną, tak dobrą, tyle pracowitą istotę... Wiesz, jak zarówno kocham i małą Linę, której chrzestną matką zostaćbym pragnęła... Nieszczęściem, w obecnych okolicznościach było to dotąd niemożebnem, ty wiesz, kuzynie, dlaczego... Ten