Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

— Liczę na to... Gdybym potrzebował widzieć się z wami, powiadomię was o tem. A teraz wychodź... Mam wiele interesów do załatwienia... Wyjdę po twojem odejściu.
Will Scott zniknął w oka mgnieniu, a wkrótce i Desvignes wyszedł z pawilonu.
Idąc przez podwórze, przybrał minę poważną, zagniewaną prawie.
— Jestem bardzo z pani niezadowolony... — rzekł do odźwiernej. — Dowiedziałem się, że list do mnie adresowany dostał się innemu lokatorowi.
— Proszę... przebacz pan... — mówiła zatrwożona kobieta. — Nie z mojej winy to nastąpiło. Anastazya, źle przeczytawszy nazwisko, oddała go panu Delvignes.
— Ten pan zapewne spostrzegł pomyłkę... Dlaczego nie zwrócił tego listu?
— Jest to agent handlowy... wyjechał do Rennes.
— Ów list był mało znaczącym, lecz chodzi mi o przedmiot, jaki się wewnątrz znajdował... Była to pamiątka, jaką mi przesłano. Pomyłka ta wielką przykrość mi sprawia.
— Ach! panie... przysięgam, iż to już nie powtórzy się więcej. Będę własnoręcznie odbierała listy, nadchodzące do pana, a składała je następnie w pańskiej sypialni.
— Pamiętaj pani! A skoro ów pan Delvignes powróci, odbierz ten list, lub to przynajmniej, co się wewnątrz niego znajdowało, mały srebrny medalik.
— Nie zapomnę.
Arnold wyszedłszy, przywołał fiakra i pojechał na ulicę Pépinière do wykwintnego magazynu, dla zakupienia sobie nowych mebli.
Mimo niedzieli, magazyn ten był otwartym.
Desvignes wybrał nader elegancki garnitur mebli, wraz ze sprzętami kuchennemi, przyrządami dla remizy i stajni, polecając nadesłać sobie to wszystko w nadchodzący czwartek.
Kupiec przyjął chętnie zobowiązanie, obok czego zapropono-