— Myśl niezła... — odrzekł włoch; — lecz czy on na to zgodzić się zechce?
— Stawia obecnie trudności; będę się jednak starała przełamać to wszystko. Po zaślubinach, zostawszy wdową, do jego majątku mieć będę prawo.
— Do jakiego majątku? Obecnie posiada on tylko długi, a wątpię, by matka za życia coś mu oddała.
— E! matce też niewiele się już na świecie należy.
— Przypuśćmy... Lecz w razie jej śmierci wierzyciele wicehrabiego spadną na owe resztki miodu, jak chmura szerszeni.
— Wszystkiego jednak nie zabiorą. Hrabina jest bogatą. U mego kuzyna, Juliusza Verrière, ulokowała czterysta tysięcy franków.
Agostini wiedział, co sądzić o tej lokacyi, nie rzekł jednakże i słowa.
— Długi Jerzego wynoszą obecnie do trzystu tysięcy franków — mówiła dalej Melania. — Przypuśćmy, iż podwoi tę cyfrę do chwili naszego małżeństwa; pozostałoby nam jeszcze sześć do siedmiuset tysięcy franków. Jak mi więc radzisz?
— Zawrzyj z nim pani małżeństwo, jeśli możesz... Odgaduję wszakże, że to nie jest jedynym celem jej przybycia do mnie na ulicę Paon-blanc.
— W rzeczy samej... jest jeszcze coś innego.
— Wiedziałem... o cóż więc chodzi?
— O co? — powtórzyła Melania — potrzebuję corychlej pieniędzy. Jerzy nie otrzymał tym razem zaliczki na swoją pensyę, jaką mu matka zwykle udzielała. Zostałam bez grosza.
— Niech więc pożyczy gdzie wicehrabia... — odparł Agostini.