— Wszyscy pożyczający zamknęli przed nim na klucz swe kasy... Otóż przychodzę do ciebie...
— Do mnie? — zawołał włoch, śmiejąc się głośno; — ależ ja jestem goły, jak turecki święty... Wszak pani dobrze wiesz o tem...
— Wiem... i nie na twoje liczę pieniądze, lecz może znasz jakiego kapitalistę, któryby na dobry procent pożyczył pięćdziesiąt tysięcy franków, z których ja dla siebie zastrzegam połowę. Dla ciebie za twoją fatygę przeznaczam tysiąc franków...
— Tysiąc franków przydałoby mi się wprawdzie... — rzekł włoch w zamyśleniu; — dziś jednak zrobienie podobnego interesu jest bardzo trudnem. Poukrywały się kapitały; nie znam nikogo, ktoby chciał ryzykować tak znaczną sumę.
— Wszak wicehrabia jest odpowiedzialnym... jego podpis ma wartość...
Agostini wzruszył ramionami.
— Nie mów pani bajek! — zawołał; — życie jego na dni jest policzonem, wszak to mówiłaś sama przed chwilą, a gdyby umarł przed otrzymaniem spadku po matce, ów podpis nie wartby był niucha tabaki.
— Matka za niegoby zapłaciła.
— To wątpliwe. Zresztą, po co mamy na próżnej dyskusyi czas tracić? Powtarzam pani, że nie znam nikogo takiego... absolutnie nikogo. Zaniechaj pani myśli o pożyczce, a raczej staraj się zaślubić pana de Nervey... Wierzaj mi, że to najlepsze... W każdym razie coś pani pozostanie z ogólnej likwidacyi, a chociażby nawet tytuł wicehrabiny... i to coś warte. Wybacz pani zatem, iż czas nie pozwala mi dłużej z tobą rozmawiać. Czekają na mnie, wyjść muszę.
Melania podniosła się nader niezadowolona, tem więcej, iż była pewną pomyślnego obrotu tej sprawy.
Agostini, odprowadziwszy ją do drzwi, wrócił do gabinetu.
Desvignes, stojąc na środku pokoju, szepnął mu żywo:
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/378
Ta strona została skorygowana.