— Przywołaj pan tę kobietę i przyrzecz jej, że dziś wieczorem otrzyma pożyczkę pięćdziesięciu tysięcy franków... Śpiesz się... Ja uciekam do twojej sypialni.
I były sekretaz Mortimera skrył się tam powtórnie.
Agostini, osłupiały na razie, pośpieszył spełnić wydane sobie polecenie, a otworzywszy drzwi, pochylił się nad schodami, wołając:
— Panno Melanio!
Młoda kobieta znajdowała się na pierwszem piętrze.
— Kto mnie woła? — spytała, odwracając głowę.
— Ja, Agostini... Wróć pani, proszę...
Melania, pełna radości, z pośpiechem schody przebiegała.
— Jakże? znalazłeś pan kogoś? — Może wynajdę... — odparł włoch, wprowadzając ją do gabinetu. — Na razie zdawało mi się, iż nie znam nikogo, gdy jednak pani odeszłaś, przypomniałem sobie o pewnym kapitaliście, z którym interes zrobi się, być może. Na kiedy potrzebujesz pani tych pieniędzy.
— Jaknajprędzej... Chociażby jutro nawet...
— Obecnie jest trzecia... Będę się starał zobaczyć z pomienioną osobistością około piątej. Dziś, jako w niedzielę, spodziewam się zastać go w domu. Przybądź więc pani do mnie wraz z wicehrabią de Nervey dziś, około siódmej wieczorem, a otrzymasz ostateczną odpowiedź.
— Ale odpowiedź pomyślną? — pytała z niepokojem Melania.
— Zdaje się, że otrzymasz pani pięćdziesiąt tysięcy franków w biletach bankowych lub czeku na bank.
— A na jakich warunkach?
— Nic jeszcze nie wiem... Wszak to nie ja wypożyczam. Gdyby się warunki pani nie podobały, możesz się na nie nie zgodzić.
— Och! nie o to wcale mi chodzi. Ja się nie wdaję w podobne rzeczy... To do Jerzego należy... Agostini... jesteś poczciwym człowiekiem. Będę się starała wywdzięczyć za twą
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/379
Ta strona została skorygowana.