Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/383

Ta strona została skorygowana.

Następnie wprowadził Arnolda do małego salonu, wybitego czerwoną jedwabną materyą, zawieszonego mnóstwem obrazów i przedmiotami wysokiej artystycznej wartości.
— Teraz idę — rzekł — powtórzyć panu Renard to, co mi pan poleciłeś.
Za chwilę ukazał się we drzwiach.
— Pan Rénard prosi... racz pan pójść za mną.
I zaprowadził przybyłego na pierwsze piętro, gdzie minąwszy przedpokój, uniósł portyerę i drzwi otworzył.

XXXV.

Pokój, do którego wszedł Desvignes, był dość obszerny, lecz nader skromnie umeblowany.
Jeden, umieszczony w nim przedmiot, zwracał na siebie uwagę. Była to wielka szafa żelazna, zajmująca prawie całą szerokość ściany.
Na środku pokoju stał stół czworograniasty, pokryty turecką makatą, na którym znajdowały się wagi, lupy i wiele innych przedmiotów do szlifowania drogich kamieni.
Przed kominkiem, na którym płonął ogień, mimo łagodnej na dworze temperatury, siedział mężczyzna siedemdziesięcioletni, a raczej leżał na szerokim fotelu.
Gruba kołdra wełniana okrywała mu nogi.
Był to Samuel Rénard.
Ubrany w błękitny szlafrok flanelowy, miał odkrytą głowę. Gęste, białe włosy, krótko przycięte, otaczały twarz starca bladą, o wyrazistych rysach. Długa, biała broda na piersi mu spływała.
Desyignes powitał go ukłonem.
Samuel skinął głową, mówiąc:
— Wybacz pan, iż nie powstaję na twoje przyjęcie, lecz podagra przykuwa mnie do krzesła, ruszyć się z miejsca nie mogę. Obecnie nie przyjmuję nikogo. Zrobiłem jedynie wy-