Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

jątek dla pana, ponieważ służący oznajmił mi, że przynosisz cudowne rzeczy... a cuda w dziedzinie klejnotów są tak dziś rzadkiemi, iż obejrzeć je pokusa mnie ogarnęła. Podaj panu krzesło... — rzekł do służącego, posuń fotel wraz ze mną do stołu i odejdź.
Podczas, gdy lokaj wykonywał rozkazy, Arnold szkatułkę opakowaną postawił na stole.
— Po raz to pierwszy, zdaje mi się, mam przyjemność spotykać pana... — rzekł starzec.
— Tak... osobiście pan mnie widzisz raz pierwszy — odparł były sekretarz Mortimera; — lecz ja znam pana. Widziałem cię kiedyś w Ceylonie i wiele o panu słyszałem.
— Tak... byłem tam przed dwoma laty...
— Właśnie... dwa lata temu... — rzekł łotr, kłamiąc z bezczelną odwagą.
— Pan mieszkasz w Ceylonie?
— Nie, panie... Przejeżdżałem tam tylko... Mieszkam w Baltimore. Jestem rodowitym francuzem, wychowańcem szkoły górniczej. Przedsięwziąłem na własne ryzyko w Indyach tyle niebezpieczne poszukiwania dyamentów. Pomyślny skutek uwieńczył me prace. Prowadziłem prócz tego w Cejlonie i jego okolicach handel kupna i sprzedaży i dziś jestem posiadaczem klejnotów najwyższej wartości, którym nic nie dorówna, a w jakie włożyłem mój cały majątek. Będąc dosyć bogatym, zapragnąłem powrócić do Francyi i nie opuszczę już mego rodzinnego Paryża.
— Pozwolisz mi więc pan zobaczyć owe klejnoty najwyższej wartości, te cuda, którym nic nie dorówna? — zapytał Bénard z ironicznym uśmiechem.
— Chcę je panu sprzedać...
— Mnie... sprzedać? — powtórzył starzec.
— Tak... w tym celu do pana przychodzę.
— Winienem panu oświadczyć, iż jestem bardzo trudnym w nabyciu — odrzekł Samuel. — Zapewne wiesz o tem, gdy mówisz, żeś o mnie coś słyszał. Kupuję jedynie sztuki, odzna-