Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/405

Ta strona została skorygowana.

Wicehrabia zrozumiał, iż matka odgadła kłamstwo w jego słowach.
— Każesz mi, mamo, patrzeć na siebie... Dlaczego?
— Ażebym w twych oczach prawdę wyczytać zdołała. Widzę, że chcesz mnie omamić... ale dość tego. Twój zamiar co do rozpoczęcia publikacji, to fałsz! Twój zwrot ku pracy jest kłamstwem zarówno! Wszystko to jest ułożoną przez ciebie komedyą dla wyłudzenia pieniędzy, jakich ci odmawiam przez prawdziwą miłość macierzyńską, jaką mam dla ciebie.
— Ha! piękna miłość!... — zawołał, zrywając się, de Nervey.
— Tak... jest to prawdziwa miłość, ponieważ chcę, abyś żył! Pieniądze zaś, jakie ci daję, obracane przez ciebie na zabawy, kolącye, noce na grze w karty spędzane, zabijają cię widocznie. Popełniasz samobójstwo, rzucając się na oślep w egzystencyę, która ci śmierć przyśpiesza! Masz zaledwie lat dwadzieścia cztery, a wyglądasz jak starzec zużyty, zniszczony życiem. Patrząc na ciebie, serce mi się ściska, a oczy łzami zachodzą. Och! mój Jerzy, gdybyś mnie kochał choć trochę, inaczej byś postępował!
— Otóż i płacz!... — zawołał z gniewem wicehrabia. — Powiedz mi jednak, mamo, na co się te łzy przydadzą?
— Wskażą ci one, ile cierpię!...
— Nie z mojej winy... — szorstko zawołał. — W czemże tak niecnie, niegodnie postąpiłem? Bawię się... oto wszystko! Gdzież więc złe, nad którem rozpaczasz tyle? Mówisz, matko, że zużywam swe siły... Najprzód, to nie jest prawdą... a powtóre, gdyby nawet i tak było, życie moje do mnie wyłącznie należy: jak go użyję, to mnie tylko obchodzi. Wszystkie przytoczone wyżej przez ciebie powody mają jedynie na celu zamknięcie przedemną woreczka! Mówisz o swojej dla mnie miłości... Gdzież ona... pytam? O, nie mnie ty kochasz, matko... pozwól sobie powiedzieć, lecz kochasz swoje pieniądze!
Pani de Nervey podniosła się chwiejąca, śmiertelnie blada.